Znajdziecie mnie

niedziela, 14 czerwca 2015

Portrait love...

Dzisiaj kolejny post, a w nim pokażę Wam, jak wyglądały moje portretowe początki. Jak już pisałam poprzednio, rozpoczęcie przygody z fotografowaniem ludzi to była jedna z lepszych decyzji w moim życiu.
Widzę w tej dziedzinie same plusy: możliwość spotkania ciekawych ludzi, dopracowania szczegółów sesji (w fotografii natury nie wszystko zależy od nas), możliwość stosowania nowych technik i przede wszystkim rozwój. No i na marginesie, bo nie to jest najważniejsze w kontynuowaniu pasji, daje możliwość  zarabiania na tym, co się kocha (wiadomo, nie na samym początku).

Pierwsze sesje zaczęłam wykonywać z koleżankami i siostrą, aby uniknąć stresu związanego z tym, że coś nie wyjdzie, że się nie znamy. W niektórych sytuacjach nie były to nawet żadne konkretne pomysły, tylko po prostu naturalne portrety. Pierwsze zdjęcia zrobiłam chyba swojej siostrze, w okolicach naszego domu:






W kolejnej sesji wzięła udział moja koleżanka, Julka. Tutaj już pojawiła się pewna koncepcja. Warunki były trudne, u mnie w domu, ciasna i ciemna łazienka. Obie jednak byłyśmy w miarę zadowolone z efektów:









Kolejna sesja, również z koleżanką z klasy. Tym razem Gosia w delikatnym, dziewczęcym wydaniu. Po zrobieniu kilku zdjęć na jej bloga - variety-woman (Gosia zajmuje się szyciem, poza tym studuje kosmetologię i ma zadatki na cudowną wizażystkę), udało nam się złapać przepiękne światło zachodzącego słońca. Efekty zostały bardzo pozytywnie odebrane.









W końcu odważyłam się na współpracę z dziewczynami, których nie znałam osobiście. W takich sytuacjach początki są trudne zarówno dla fotografa, jak i dla modelki. Grunt to dobra atmosfera w trakcie sesji. 
Jedną z pierwszych takich współprac była sesja z Adą Dobrowolską, z której efektów również byłyśmy bardzo zadowolone:








Poniżej Weronika Sałbut na wesołym miasteczku w Pionkach:









W wakacje 2014 poszłam krok dalej i planując wyjazd nad morze, postanowiłam poszukać modelek z okolic i zaprosić ich na luźne sesje zdjęciowe. W końcu udało się spotkać z 3 dziewczynami, efekty zmagań możecie zobaczyć poniżej:









(mod. Daria Grabowska)




(mod. Marcelina Grabowska)










(mod. Sandra Bizewska; z Sandrą w tym roku planujemy powtórzyć owocną współpracę:))


Przy tych sesjach nie zajmowałam się jeszcze zbytnio obróbką (właściwie to do tej pory staram się ją ograniczać), wszystkie były wykonywanie kitem 18-55 od Canona. Zaczęły pojawiać się propozycje sesji zleceniowych, co jeszcze bardziej motywowało mnie do dalszej pracy. 
Zdecydowałam się na zakup obiektywu - 50mm 1.8 od Canona, co znacznie poprawiło komfort i efekty mojej pracy.
Pierwszą sesję 50tką wykonałam z Natalią Świątek, która była 700. osobą "lubiącą" mój fanpage
Początkowo miały być 3 psy rasy husky, jednak z dwoma warunki już były bardzo ekstremalne. Jak pewnie wszystkim wiadomo, siberian husky to bardzo żywiołowa rasa. Ciężko było nakłonić je do współpracy w postaci spokojnego siedzenia w jednym, określonym miejscu. Miałam wspaniałych pomocników - Karolina (która  pracuje jako wolontariuszka w Fundacji dla bezdomnych zwierząt pod Radomiem (zapraszam na facebookową stronę - klik), a swoją przyszłość wiąże z behawiorystyką zwierząt) i Przemek, czyli właściciele haszczaków.
To jest chyba moja ulubiona sesja, psiaki spisały się na medal, a Natalia to jedna z moich ulubionych modelek. Jestem dumna z tej współpracy i często wracam do tych zdjęć.











Do Ady Wałęki również napisałam z konkretnym pomysłem i uzyskałyśmy oczekiwany efekt:








Poza tym, fotografowałam również Paulinę i Natalię:












Kolejna sesja, która należy do moich ulubionych to sesja z Pauliną Woźniak. Paulina to niesamowita modelka, niczego się nie boi, nie wstydzi. Nie mogłam wybrać lepszej osoby do sesji z tak silnymi zwierzętami, jakimi są konie. Było ciężko, dwa młode, jeszcze nieułożone konie nie chciały współpracować. Postanowiłyśmy skupić się na jednym, padło na starszą klacz - Ratafię. Paulina w balerinkach poruszała się między kopytami, nie obyło się bez lekkiego kopnięcia. Zagryzła jednak zęby i pozowała dalej. Efekty wyszły świetne. Dziękuję
p. Dariuszowi Rolnikowi za udostępnienie koni do sesji i Paulinie za wytrwałość.







Po tych sesjach (i kilku innych, których tu nie publikowałam) miałam mniej więcej półroczną przerwę w fotografii. Po niej, miałam wrażenie, że nie potrafię robić zdjęć. Wróciłam
w kwietniu 2015 roku bajkową i nieco tajemniczą sesją z Natalią Świątek, jednak jej efekty pokażę Wam w następnym poście. 
Teraz wiem, że fotografia to jest to, co kocham i chcę to robić w życiu.
Niekoniecznie zarobkowo, bo pamiętajcie, że komercja zabija pasję.




Zapraszam na moje pozostałe profile:


MaxModels        Flickr        FANPAGE        INSTAGRAM












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz